poniedziałek, 11 lutego 2013

Poniedziałek

Łikend się skończył. W poniedziałek rano nie mam na nic siły i przeraża mnie ilość rzeczy do zrobienia.

Mam wodę w łazience. Jupiiiiiiiii. A teraz refleksja o łazience. Woda nie leciała. Nic dziwnego, skoro trzeba było zakręcić zawór w łazience. Inaczej malowniczo sikało po ścianie, podłodze, suficie, po nas z resztą też. Na szczęście była woda w kuchni i duża miska. I tak przez tydzień. Nie śmierdziało, ale było nie do końca przyjemnie. Do tego stopnia, że kiedy hydraulik oznajmił, że nie wie czy wyrobi się w ciągu jednego dnia, prawie wpadłam w histerię. I to skłoniło mnie do refleksji.
Za czasów kiedy jeździłam na obozy, bywałam na rejsach i robiłam tym podobne przyjemne rzeczy, byłam w stanie umyć sie cała w 5 litach chłodnej wody. Nie przeszkadzało mi to, a po takim myciu czulam się czysta i świeża. Przeprać coś ręcznie też nie było problemem. W dodatku nie było to tak dawno temu.
I teraz zastanawiam się czy zrobiłam sie taka wygodnicka, czy woda w łazience jest mi faktycznie potrzebna do życia. Póki co obstawiam to pierwsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz