środa, 13 lutego 2013

Dywanik w windzie i galopujący jamnik

Jestem młoda, wykształcona i z dużego ośrodka. To zobowiązuje. W związku z tym zobowiązywaniem, wynajmuję chorendalnie drogie, ciasnawe M-1 w wieżowcu na starym osiedlu. I w dodatku ciesze sie jak głupia, że mnie na to stać i nie muszę mieszkać z rodzicami. Na kredyt na 25 lat na własne ciasnawe M-1 też mnie już stać. W zasadzie. Chyba. Nie jestem pewna, jeszcze w ołpenfajnens nie byłam żeby sprawdzić.
Ale do rzeczy. W moim wieżowcu jest winda, a że mieszkam wysoko (no co, tam było taniej, ciułam na własne ciasnawe M-1, coby mniej tego kredytu na 25 lat brać, to cena ma znaczenie), to używam. Ponieważ jest na zmianę albo śnieg, albo błoto, na podłodze windy co trochę robi się bure jeziorko. Ktoś, wydaje mi się, że nasz dozorca, rozkładał w windzie stare kartony. Chyba po to żeby chłonęły wodę. Jeśli mu łatwiej zgarnąc i wyrzucić mokry karton, niż wycierac podłogę, to ok. Ale jakieś 2 dni temu na podłodze pojawił się taki jakby dywanik czy kawałek wykładziny. W wesołych kolorach i w ogóle, całkiem ładny. Ale czemu dywanik? Jak już zrobi się bury i śmierdzący, to wyrzucą, wypiorą, zostawią żeby sie zbiodegradował, czy co?

A dziś od rana mam dobry humor. Widziałam jamnika w galopie. Jaki jamnik jest każdy widzi. Krótkie łapki, duże uszka, ogonek i odwłoczek. I jeszcze wielgachne oczy. "Mój" jamnik powąchał kupkę śniegu, podniósł łepek, popatrzył w około i tuptuptuptup poooogaaaaaloooopoooowaaaaał. A uszka powiewały za nim. I banan na twarz na pół dnia :)

Trafiłam na bardzo ciekawy tekst o Chustce. Bardzo prawdziwy. Na bloga Chustki trafiłam późno, jakieś 2 miesiące przed jej śmiercią. Poruszył mnie tak, że już zostałam. Mam nadzieję, że fundacji sie uda. Każdy zasługuje na godne odchodzenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz